top of page

01

W środku nocy

 

 

     Kaję obudził jakiś dziwny odgłos, lecz kiedy ziewając głośno przecierała oczy, była już prawie pewna, że po prostu coś się jej przyśniło. No oczywiście! Jak mogłoby być inaczej. Ale i tak, na wszelki wypadek, by mieć już absolutnie stuprocentową pewność, nabrała głęboko powietrza w płuca i przez chwilę leżała całkowicie nieruchomo, nasłuchując uważnie. Nic. W sypialni było cicho, zupełnie cicho.

    

     I ciemno. Na próbę kilka razy zamknęła i otworzyła oczy, ale nie było żadnej różnicy. Ciemność, to była jedna z tych rzeczy, do których po przeprowadzce najciężej było się przyzwyczaić. W mieście nigdy nie było aż tak ciemno – przez okna nawet w środku nocy wpadały ciepłe, lekko żółtawe światła ulicznych latarni, a od czasu do czasu pokój rozświetlały sunące po ścianie reflektory przejeżdżającego samochodu. A tutaj? Tutaj bywały takie noce, że nie było nic. Tylko ciężka jak smoła czerń. Nie lubiła tego.

 

     Na domiar złego była to ciemność, której mrok potęgowała jeszcze pełna szelestów cisza. W domu, w jej prawdziwym domu, którego tak bardzo nie chciała opuszczać, nigdy nie było aż tak cicho – zawsze coś się działo, na ulicy, za oknem, albo ktoś na kogoś krzyczał, albo z oddali dobiegały syreny karetki, wściekłe klaksony, lub ostry pisk opon... Zawsze było coś. A wszystkie one zdawały się mówić jedno - że blisko ktoś jest. Tutaj było zupełnie inaczej. Tu każdy, najcichszy nawet dźwięk mówił – jesteś sama. Każdy delikatny szelest liści, każde uderzenie gałęzi o dach, krzyk ptaka, śpiew świerszczy, złowieszcze trzeszczenie domu, wszystko wydawało się wciąż powtarzać: nikogo tu nie ma, jesteś tu sama, zupełnie sama.


    Nagle znów usłyszała ten dziwny dźwięk. Przez chwilę zastanawiała się, co to mogło być. Cichy, ledwo słyszalny odgłos brzmiał jak plusk, zupełnie jakby ktoś gdzieś daleko wrzucał coś do wody. Plum. Kaja poczuła zimny dreszcz na plecach. Mocno przytuliła do siebie czarnego kota, który jak wszystkie poprzednie ich koty nazywał się po prostu Kot i który spał obok niej. Nakryła się szczelniej kołdrą. Pokój wydał się jej jeszcze ciemniejszy niż wcześniej.


    A tak w ogóle, to co to za dziwny plusk? I skąd woda? Przecież nie mogła usłyszeć rzeki – była na to o wiele za daleko. A koło domu nie było stawu. Spróbowała się uspokoić. Przecież może najzwyczajniej w świecie wszystko to jej się tylko przesłyszało, może to zaspana głowa płatała jej takie dziwne figle. Tak, to na pewno to. Na sto procent, to tylko jej wybujała wyobraźnia. Tata zawsze jej powtarzał, że nikt nie ma takiej wyobraźni, jak ona.


    Plum. Tym razem dźwięk był wyraźniejszy. Nie mogła mieć już żadnych wątpliwości. Gdzieś w oddali ktoś wrzucał coś do wody. Oczyma duszy zobaczyła groźnie wyglądającą mroczną postać, nachylającą się nad ciemną taflą wody. I to właśnie wtedy usłyszała coś jeszcze - jakby smutną, monotonną, cichuteńką melodię. Tak cichą, że ledwo słyszalną. I to ona, choć to może się wydać trochę dziwne, sprawiła, że Kaja jeszcze mocniej przytuliła do siebie kota, który zamiauczał cicho przez sen.

A potem nagle, w jednej chwili wszystko ucichło. Pokój w jednej sekundzie znów zalała absolutna cisza. Zaniepokojona usiadła na łóżku. Poczuła w piersi zimne ukłucie strachu, a serce zabiło mocniej. Nie wiedziała ile upłynęło czasu, od kiedy się obudziła, ale miała wrażenie, że wieczność.

Spróbowała się uspokoić. Nabrała głęboko powietrza i po chwili powoli je wypuściła. Dorośli zawsze tak robili i z jakichś powodów im to pomagało. Przecież to wszystko musi być tylko jakimś głupim snem. Wdech. Niczym więcej. Głupi sen! Po prostu nie obudziła się jeszcze do końca. Wydech. I tyle. Co za ulga. Wdech. Przez chwilę naprawdę myślała, że ktoś jest w domu. Wydech. I wrzuca do wody kamyczki. Uśmiechnęła się lekko. Wdech. Co za głupota!


    Plum!


    - Mamo! – zawołała przerażona – Mamo!


    Odpowiedziała jej cisza. Kaja wyskoczyła z łóżka i po omacku ruszyła w stronę drzwi. Nagle zatrzymała się i szybko cofnęła. Sprężyny łóżka zaskrzypiały, gdy jednym susem wskoczyła na nie. Kot podniósł głowę. W ciemności błysnęły jego zielone oczy. Przeciągnął się i jednym susem wskoczył na ramiona Kai. Pogłaskała jego futerko i od razu poczuła się odrobinę pewniej.


    W uszach znów zadźwięczała dziwna melodia. Kaja wyszła na korytarz i powoli, ostrożnie ruszyła w stronę pokoju matki. Namacała dłonią zimną ścianę i ruszyła korytarzem. Stare deski cicho skrzypiały pod jej nogami. Znów usłyszała plusk. Ruszyła szybciej. W uszach znów rozbrzmiała dziwna melodia. Nie mogła przestać myśleć o tym, że gdzieś ją kiedyś wcześniej słyszała. Tylko gdzie?


    Oczy powoli zaczęły przyzwyczajać się do ciemności i dostrzegała niewyraźne kształty. Ruszyła szybszym krokiem i po chwili stanęła przed drzwiami pokoju mamy.

   
    - Mamo – szepnęła cicho.


    Nacisnęła na klamkę. Drzwi uchyliły się z głośnym skrzypnięciem. Kaja weszła do środka i podeszła do dużego, starego łóżka. Ciche chrapanie mamy wypełniało pokój. Dziewczynka podeszła bliżej łóżka i nachyliła się nad matką.


    - Hej, mamo – szepnęła mamie do ucha i delikatnie szarpnęła ją za ramię. Nie przyniosło to żadnego efektu. Było to dziwne, bo zazwyczaj matkę potrafił obudzić najmniejszy nawet szelest. Ale teraz nawet nie przestała chrapać. Kaja mocno przygryzła wargę. Przez chwilę stała nieruchomo.


    – Mamo, obudź się – tym razem szarpnęła bardziej zdecydowanie. Dziewczynka usiadła na brzegu łóżka. Sprężyny jęknęły cicho. – Mamo, proszę, obudź się! – powiedziała głośno i jeszcze raz, tym razem z całej siły potrząsnęła ramieniem matki, ale i to nie przyniosło żadnego efektu. Przez chwilę siedziała nieruchomo, nie wiedząc, co robić.


    Zwinęła się w kłębek i położyła obok mamy, wsłuchując się w jej miarowy oddech. Bardzo chciała, żeby ta noc się już skończyła, żeby był już ranek, żeby obie się obudziły... Poczuła, że w oczach zbierają się jej łzy.

           
    Znów zadźwięczała jej w uszach dziwna melodia, ale tym razem wydawało się jej, że słyszy też słowa. Otworzyła oczy. Nie, nie słowa. Słowo! Kaja – jej własne imię. Usiadła na łóżku. Znów nadstawiła uszu. Tak, nie wydawało się jej. Ktoś śpiewał jej imię. Wołał ją. Poczuła chłodny dotyk strachu. Przez chwilę zastanawiała się, co robić. Spojrzała na ciemną sylwetkę mamy, rozmyślając gorączkowo.

           
    - Kaju, Kaju – zawodził odległy głos coraz wyraźniej. Dziewczynka z wahaniem zrobiła krok w stronę drzwi. Jeszcze raz obejrzała się za siebie. Przez chwilę przyglądała się śpiącej matce.

           
    - Mamo – szepnęła z nadzieją, ale mama chrapnęła tylko głośno i obróciła się na drugi bok.

           
    - Kaju, Kaju, Kaju – zawodził odległy głos. Dziewczynka wyszła na korytarz. Drzwi zamknęły się za nią ze skrzypnięciem. Przez chwilę stała nieruchomo, nasłuchując. Dźwięk wydawał się dochodzić gdzieś z dołu. Namacała ręką drewnianą poręcz i ruszyła powoli w dół. Stare drewno skrzypiało pod jej stopami. Miała wrażenie, że z każdym krokiem dziwna muzyka stawała się coraz wyraźniejsza i szybsza.


    Stanęła u stóp schodów, pośrodku korytarza. Serce waliło jej w piersi jak oszalałe. Zastanawiała się, co teraz zrobić. Nagle za jej plecami coś głośno skrzypnęło. Obróciła się gwałtownie. Wstrzymała oddech. Drzwi do piwnicy były uchylone, a ze szpary na podłogę padało dziwne, lekko niebieskawe światło. Nie, światło to za dużo powiedziane. Mrok wciąż był niemal absolutny, ale w czerni wyraźnie pojawiła się lekko niebieskawa nuta.


    - Kaju, Kaju, Kaju – śpiewał coraz wyraźniejszy głos. Dziewczynka zrobiła ostrożny krok w stronę drzwi. Wtuliła głowę w ciepłe futro kota, który zamruczał cicho. Ostrożnie zajrzała do środka. Schody prowadzące w dół tonęły w niebieskawym mroku. I były bardzo strome. Ostrożnie postawiła stopę na pierwszym kamiennym stopniu. Był zimny i lekko wilgotny, ale Kaja nie cofnęła stopy. Przeciwnie, powoli ale zdecydowanie ruszyła w dół. Kolejne stopnie zostawały w tyle i nawet nie usłyszała, jak drzwi piwnicy zamknęły się za nią.

Kania

bottom of page