top of page

Dziś kolejny tekst o jednym z lepszych seriali ostatnich lat.

 

Udało mi się w końcu znaleźć trochę czasu i obejrzeć część zaległych rzeczy, w tym trzeci sezon jednego z moich ulubionych, jeszcze nie zakończonych, seriali - Treme Davida Simona, twórcy między innymi The Wire. Akcja tego serialu umieszczona została w Nowym Orleanie po przejściu huraganu Katrina. Na opowieść, podobnie jak The Wire składa się ogromna ilość wątków, różnorodnych, skomplikowanych bohaterów z najrozmaitszych środowisk i choć czasem oglądając serial można odnieść wrażenie, że mamy do czynienia z chaosem, poskładaną z niepasujących do siebie elementów wielobarwną układanką, to właśnie ten sposób opowiadania sprawia, że historia podnoszącego się po klęsce miasta wydaje się być kompletna.  

 
Problemy odbudowującego się miasta pokazane zostały przez pryzmat różnych środowisk. I tak mamy tu przede wszystkim historie muzyków, a właściwie różnych scen muzycznych, wielokolorowy koktajl muzycznych stylów od różnorodnych odmian jazzu, przez hip hop, aż po heavy metal (w końcu, bo już się bałem, że Nowy Orlean to tylko jazz, jazz i jazz). Bardzo często autorzy wykorzystują właśnie muzykę do łączenia ze sobą różnych wątków fabularnych, lecz nigdy nie jest ona tylko tłem, a zawsze równoprawnym aktorem. Inna sprawa, że Nowy Orlean to z pewnością nie miasto dla ludzi szukających spokoju i ciszy - muzyka w najróżniejszych formach, ale zawsze głośnych obecna jest wszędzie i o każdej porze.
 
Drugie pokazane w serialu środowisko, to restauratorzy i szefowie kuchni. Także i  w tym przypadku autorzy nie ograniczają się do opisania historii jednej restauracji i starali się pokazać kompletny obraz miasta, od tanich spelunek, przez muzyczne kluby po wyszukane restauracje serwujące wykwintne dania w niezwykle atrakcyjny sposób, stawiające nacisk na sztukę kulinarną, przez duże 'SZ'. Wszystko to otoczone przez z trudem odbudowywane, odgruzowywane domy. Nie da się ukryć, że Treme, podobnie jak wcześniej Rodzinę Soprano lepiej ogląda się z pełnym żołądkiem, bo w przeciwnym wypadku co druga scena kończy się wizytą w kuchni i pełnym tależem najróżniejszego czegoś.
 
Kolejną grupą to różne lokalne społeczności, takie jak kolorowi indianie mardi gras pracowicie wyszywający niesamowite, wielobarwne stroje. Szykują się oni na coroczne parady i do walki o tytuł najpiękniejszego. Oglądając te sceny  ma się wrażenie oglądania raczej filmu dokumentalnego niż serialu. Tempo akcji, które i tak nie jest najszybsze, jeszcze bardziej spada, lecz ponieważ obraz jest niesamowity, serial zupełnie się nie dłuży.

 
A to dopiero początek ogromnej ilości poruszanych tematów. Kolejnym wątkiem są sprawy kryminalne, tarcia w policji, próby sił między różnymi urzędami, prokuraturą, sądami... A to przecież nie wszystko. Są też budowlańcy, rybacy, imigranci, przedsiębiorcy próbujący zarobić na wszystkim, szkoła i problemy edukacyjne, starzejący się 'wielcy' jazzmani, jest samo miasto dotknięte powodzią, narkotyki, młodzieńcze miłości... Można by jeszcze długo wymieniać. Ale każdy z tych wątków wpowadza wyraziste, skompliowane postaci, które aż chce się oglądać. 
 
Wszystkie te tematy łączą się w typowy dla Simona sposób, nie dominując, nie odbierając miejsca innym. Każdy wątek wydaje się być równie ważny i tak jest w rzeczywistości. Ale pomimo tak wielkiej ilości opowiadanych historii, każda z nich ma swoje mocne momenty i satysfakcjonujące zakończenie. Wszytko to sprawia, że Treme to jeden z najciekawszych seriali obecnych na antenie, dumnie kontynuujący tradycję HBO - seriali skomplikowanych, opowiadających trudne, ważne historie. Niestety samo HBO niezbyt często w ostatnim czasie wypuszcza tego typu produkcje. Bardzo polecam i żałuję, że zostało już tylko kilka odcinków - niestety HBO ogłosiło zakończenie serii.

 

Treme
bottom of page